Zupa z imbirem (na-winie z zamrażarki)
aka zupa na winie, z tego co się nawinie w zamrażarce. Przydatny jednakże jest pewien zestaw podstawowych składników, obejmujący:
- bulion w kostce – warzywny, rosołowy, wołowy – jaki bądź. co kto ma, albo lubi.
- noodle z chińskiej zupki albo cienki przezroczysty makaronik ryżowy. Sama chińska zupka konieczna nie jest (tzn. ten proszek z glutamniamniamem sodu i innymi aromatami nieidentycznymi z naturalnymi)
- kawałek korzenia imbiru. Świeżego, nie w proszku. Da się kupić w marketach spożywczych w dziale warzywnym.
- jakaś mrożonka warzywna. Np. mieszanka chińska, albo warzywa na patelnię. Cokolwiek się uda znaleźć w otchłani zamrażarki :) Dobra mieszanka to taka, w której znajdą się brokuły, strączki groszku, młody groszek, marchewka, kukurydza (nie za dużo), chińskie grzybki mung, por w kawałkach, fasolka, seler, itp. Jak mieszanka jest dobra, ale nie do końca, można zmieszać 2 mieszanki :)
- woda. Tak z 3/4 litra. Albo więcej. Wedle uznania.
Wodę zagotować w garnku. Wrzucić bulion i zamieszać. Jak się dobrze rozpuści, wrzucić trochę zamrożonych warzyw.
Jeśli nie ma być wegetariańsko, to można uzupełnić za pomocą jednego z poniższych:
- trochę mielonego mięsa (pociachać trochę nożem zmrożone kawałki, albo jeśli świeże – porozrywać, żeby się zrobił mięsny “makaronik” :) ). Dla poprawy smaku można pokropić sosem sojowym lub posolić. Dla poprawy aparycji (jeśli komu nie pasują pływające “kluseczki”) można pozagniatać małe klopsiki. Ale to raczej nie z mrożonego :) (Uwaga! – po dodaniu mięska robi się nie-wege! ;) )
- krewetki lub mieszanka owoców morza. Wrzucać zamrożone, albo po opłukaniu na sitku ciepłą wodą spod kranu.
Poczekać, aż się znów zagotuje. Od czasu do czasu zamieszać, a w międzyczasie oskrobać imbir (jak marchewkę), po czym pociąć na cienkie plasterki (wzdłuż lub w poprzek) i dorzucić do garnka. Zamieszać, żeby się nie posklejały. Jak już zacznie znowu wrzeć, dorzucić noodle lub makaron ryżowy i na “wolnym ogniu” (fajnie to brzmi w dobie kuchenek elektrycznych i indukcyjnych ;-) ) pogotować jakieś 3 do 5 minut. W międzyczasie doprawić wedle gustu. Do doprawiania nadają się (raczej pojedynczo niż wszystkie naraz :) :
- sos chili słodki (Thai style, 3-4 wstrząśnięcia butelki :) )
- pasta chili kim-yum czy jak-mu-tam (1-2 łyżki)
- sambal oelek (1-2 łyżeczki)
- tabasco (ze 4 wstrząśnięcia)
- trawa cytrynowa w zalewie (2-3 łyżeczki)
Najlepsza wychodzi przyprawiona na ostro jednym z powyższych, ale w wersji nie wyciskającej łez przy jedzeniu też jest dobra :) Niezależnie od doprawiania powyższymi można (opcjonalnie) dorzucić trochę pleśniowego niebieskiego serka (lazur, d’auvergne, itp.) – rozpuści się, zagęści i zamąci nieco całość. Noodle można wrzucić nawet na samym końcu – namiękną w trakcie stygnięcia. W celu ułatwienia sobie życia, lepiej wcześniej pokruszyć (a makaron ryżowy pociąć).
Rondelek ¾ litra zjadam sam, ale powinno wystarczyć na 2-3 osoby. Zresztą wszystkie proporcje są wedle uznania, więc w razie potrzeby można użyć więcej wody i wrzucić więcej warzyw, żeby starczyło dla wszystkich głodomorów. Na przygotowanie całości wystarcza 10-15 minut plus kolejne 5-10 na ostygnięcie, żeby się nie poparzyć i nie siorbać :). Jeśli naprawdę się nie możemy doczekać, można przyspieszyć stygnięcie (byle nie za bardzo) wstawiając na 2-3 minuty do większego garnka z niezbyt dużą ilością zimnej wody (pamiętając o Archimedesie i jego doświadczeniach z wchodzeniem do wanny).