Ciasto bananowe
Tyle razy już je robiłem, że w końcu wypadałoby zamieścić przepis – zrobiony na podstawie silva rerum , ale sprawdzony już parę razy i nigdy nie wyszło takie plaskate jak tam :) Za każdym razem upieczone ciasto ma jedną poważną wadę, której jak na razie nie udało mi się zwalczyć – za szybko znika :) Zwiększanie proporcji i używanie większych blach jak na razie nie pomaga :(
Na “standardową” keksową blaszkę 25×10 cm potrzeba:
- 4 dojrzałe banany. Im dojrzalsze, tym lepsze. Mocno zbrązowiałe najlepsze. Może być więcej.
- masło – ok. pół kostki (1/3 szklanki po roztopieniu)
- cukier – 1 szklanka (może być brązowy, albo trochę brązowego, reszta biały)
- jedno roztrzepane jajko
- wanilia lub cukier waniliowy – 1 łyżeczka/paczuszka 10g
- sól – szczypta
- soda – 1 do półtorej czubatej łyżeczki
- mąka – półtorej szklanki
- orzechy (tego nie było w oryginalnym przepisie). Najlepsze są brazylijskie.
Banany rozgniatamy widelcem na papkę. Dodajemy w dowolnej kolejności cukier i roztopione masło, mieszamy. Papierka po maśle nie wyrzucamy od razu, lecz najpierw smarujemy nim formę i wykładamy ją papierem (zwykły śniadaniowy daje radę). Ubijamy (albo i nie) jajko – żółtko i białko razem, dodajemy do masy. Wsypujemy cukier waniliowy, sodę, pierwszą partię mąki, mieszamy, wsypujemy resztę mąki, mieszamy, aż mąka zniknie w masie. Orzechy siekamy na dość grube kawałki, wrzucamy na talerz po ubijaniu jajek lub zwilżamy wodą, obkatulamy mąką (żeby nie opadły wszystkie na dno formy), wrzucamy do ciasta, mieszamy jeszcze ze 2 pełne obroty, po czym wylewamy całość do formy natłuszczonej i wyłożonej papierem lub posypanej mąką.
Wstawiamy do piekarnika ustawionego na 180-190°C na jakieś 40-45 minut (2 grzałki z termoobiegiem) albo 60 minut bez termoobiegu. Możemy od czasu do czasu się przyjrzeć – już po 15-20 minutach wygląda na ładnie wyrośnięte, po 25 – zaczyna pękać skórka na wierzchu, po 30 wygląda na upieczone, ale jeszcze potrzebuje chwili. Za długo nie ma co trzymać, bo lepsze jest wilgotne niż wyschnięte i spieczone na wiór. Po wyłączeniu piekarnika można zostawić w środku na jakieś 10 minut, żeby stygło powoli.
Z białym cukrem jest szansa (niewielka), że ciasto w środku pozostanie choć trochę żółte, ale banany lub banany+brązowy cukier powodują, że samo brązowieje, bez użycia grama kakao :) Orzechy brazylijskie najlepsze, bo zostają dość twarde nawet po upieczeniu. Orzechy nerkowca się nie sprawdziły — za bardzo miękną. Można poeksperymentować z laskowymi lub migdałami.
Zamiast piec w formie keksowej można też rozlać do formy mufinkowej i zrobić bana^H^Hbeczki. Wtedy tylko 20-25 minut na 180°C.
Update: ostatnio przy pieczeniu 45-minutowym wyszło (po raz pierwszy) z lekkim zakalcem, a dziś po 50 minutach próba wykałaczkowa nadal wykazała oznaki lepienia się, więc przedłużyłem o kolejne 10 minut – fakt, że jakoś nadzwyczajnie wyrosło tym razem, może trochę za dużo sody było (mierzone na oko)
Pycha.
W prodiżu też wychodzi, jednak piecze się raczej 60 minut niż 45 (mój prodiż ma grzałkę tylko z góry).
Ja używam proszku do pieczenia – czym się w praktyce różni od sody?
Alternatywnie:
* 4-5 dojrzałych bananów.
* masło – pół kostki
* cukier – 1/2 szklanki
* dwa jajka
* jogurt 150g (owocowy jakiś)
* soda – 1 do półtorej czubatej łyżeczki
* mąka – 2 szklanki
* orzechy brazylijskie.
czyli bez soli i cukru waniliowego, mniej cukru, więcej jajek i mąki, plus jogurt. Wychodzi równie pyszne :)
przed chwilka zjedony pierwszy kawalek ,robilam ciato w torotownicy,przekaldane krazkami bananow.
w srodku troche zakalaec po 45 min z termoobiegiem.nastepnym razem bede trzymac w piecu dluzej.
Albo mi się piekarnik starzeje, albo ciasta wychodzi coraz więcej, bo kolejny raz 50’@185°C okazywało wykałaczką lekkie oznaki niedopieczenia w niektórych miejscach. A że musiałem wyjść z domu, schłodziłem nieco piekarnik otwierając go na 2 minuty, przykryłem blachę z ciastem wilgotną ściereczką, zamknąłem i zostawiłem na godzinę. Wyszło rewelacja – dopieczone, ale nie przesuszone, wilgotne i sprężyste w całej objętości. (Połowy już nie ma ;-) )