Wielkanocne jaja z chrzanem
Mój tatuś podając mi przepis kazał się powołać na moją prababcię, od której ów przepis się wywodzi (a przypuszczam, że od wcześniejszych pokoleń też). Jaja z chrzanem pasują głównie do zimnych mięs, ale można je również wpitalać łyżeczką bez niczego, a za to płacząc obficie. Co roku u nas w domu robi się to na Wielkanoc, tylko często trzeba dorabiać w trakcie świąt, bo szybko znika.
- jaja na twardo – 10 szt obleci
- chrzan utarty – zależy od gustu; może być chrzan ze słoiczka
- ocet
- olej roślinny bezsmakowy (może być słonecznikowy lub z pestek winogron)
- sól i cukier do przyprawienia
Jaja na twardo obieramy i oddzielamy żółtka od białek. Ucierać żółtka razem z olejem, solą i cukrem (i octem, jeśli się ma chrzan zwyczajny utarty, a nie taki ze słoiczka, w którym już ocet jest) mikserem ze specjalną końcówką do ucierania albo też tradycyjnie tłuczkiem w makutrze, na dość pulchną papkę. Kawałek żółtka można dać kotu zanim się przyprawi i jeśli kot sobie zażyczy.
Następnie należy białka zemleć albo pokroić bardzo drobno, zmieszać z utartą masą. Na koniec dać chrzan w ilości zależnej od gustu i tolerancji (jeśli się ma taki w słoiczku to wtedy dopiero regulować kwaśność octem na smak).
W zamkniętym słoiku przetrzyma to w lodówce kilka dni, ale przypuszczam, że nie zdąży.
Zacznę od tego, że nie znoszę chrzanu. Nie jadam, unikam, no – mógłby dla mnie nie istnieć. To spróbowałam zrobić tylko dlatego, że gościłam na The Śniadaniu rodzinę o tradycyjnych gustach, wiadomo.
A ponieważ nie przewidywałam szczególnego zainteresowania, w pierwszym podejściu zrobiłam pastę z jajek w liczbie dwóch (uznałam, że przecież na pewno wystarczy) – cóż, połowę zeżarłam jeszcze przed przełożeniem do słoika, więc trzeba było dorobić od razu więcej. Od soboty dorabiałam dwa razy. REWELACJA, dziękuję :)