Pierniczki strukturalne, małosłodkie

By , 17.12.2011 22:57

Po sprawdzeniu piętnastu przepisów w internetsach trafił mnię ciężki szlag i stwierdziłam, że każdy z nich ma inne proporcje ingrediencji, natomiast wszystkie są niewygodne (nie ta ilość miodu, masła, innych whateverów). Dlatego więc pirzgłam tak, żeby mnie było wygodnie, zdążyłam jeszcze tylko pomyśleć “może by tak zapamiętać jak to zrobiłam, gdyby dobrze wyszło”.
Zasady miały być takie – pierniczki są na miodzie i maśle, a nie na cukrze i margarynie, mało słodkie, nie łamiące zębów i nadające się do wykonywania przedmiotów ozdobnych. Efekt wyszedł dość obiecujący, nie wiem jak będzie z zębołamstwem po wystygnięciu i postaniu (zaraz po pieczeniu było mięciutkie), ale w każdym razie ciasto nadaje się do lepienia ładnych trójwymiarków prawie jak plastelina, natomiast pocięte foremką co prawda mocno puchnie w pionie, natomiast nie rozlewa się na boki.

Skład wyszedł taki:

  • masło – 1 kostka aktualnie prawie standardowa, czyli 200 g
  • miód – słoiczek standardowy średni, ja daję miód gryczany bo ma więcej charakteru. Słoiczek standardowy to zazwyczaj 400g.
  • jajko – 2 na tę ilość, pewnie dlatego tak puchną.
  • soda – 1 łyżeczka, dość kopiasta, miód trzeba zobojętnić.
  • mąka – tu jest problem. Wsypywałam na zasadzie “tyle, żeby miało sensowną konsystencję”, ale wyszło około 3/4 kg.

Zapachów do smaku. Można pirzgnąć kupną przyprawą do piernika jak się lubi, ja natomiast lubię własne kompozycje pt. jak mi się sypnie. Składają się one z:

  • cynamon – sporo
  • imbir – sporo
  • kardamon – mniej
  • ziele angielskie mielone – mniej
  • goździki mielone (w wersji kupnej dostępne chyba tylko w Niemczech, i to nie o każdej porze roku) – mniej
  • gałka/kwiat muszkatołowy – również mniej.

Wykonanie:

Miód z masłem rozpuścić. Jak człek jest sprytny, to na koniec rozpuszczania ma to wszystko ledwie ciepłe i nie musi czekać. Jak jest mniej sprytny, to czeka aż przestygnie.
Sodę wsypałam tam bezpośrednio, acz kanonicznie chyba miesza się z mąką. Korzenie nasypałam na wierzch komponując kolorystycznie, po czym porządnie wymieszałam.
Dodałam dwa jajka (a skorupki do kosza kompostowego). Wymieszałam jeszcze raz. Jak ktoś nie poczekał i miał gorącą masę miodową to pewnie mu się zwarzą. Jeszcze nie widziałam takiego iwentu, ale na wszelki wypadek nie próbowałam.
Zabrałam się za wsypywanie mąki do masy, mieszając łyżką. Jak łyżka zaczęła zgłaszać protesta i sugerować że za chwilę się oflaguje, wywaliłam resztę na blat i zaczęłam miąchać łapami. Mąki dodawałam na tyle, żeby wyszła konsystencja ciepłej, dobrze rozrobionej plasteliny. Włożyłam do woreczka i wyniosłam do piwnicy, w przekonaniu że pierniczki powinny się odleżeć. Nie wiem, czy rzeczywiście powinny, ale mam to wbudowane (piwnica – około 10-15 stopni Celsjusza, ale balkon czy dół lodówki też pewnie może być).
Następnego dnia wzięłyśmy (ja i gimnazjalne mangistki-animistki) kawałek marmuru, w który zamieniło się ciasto i zaczęłyśmy nad nim pracę u podstaw. One zaczęły ugniatać w planach rozwałkowania, ja odrywałam kawałki i lepiłam jak z plasteliny, ogrzewając w dłoniach by zmiękło.

Okazało się, że:

  • należy rozwałkować cienko, bo jak już mówiłam, nabiera wzrostu (około 3 mm, powiedziałabym)
  • nie rozlewa się za bardzo, więc można kłaść w miarę gęsto, acz centymetr luzu bym zostawiała
  • trzyma się siebie nieźle, co dało możliwość robienia nawet cieniutkich pierników w typie ramkowatym
  • zachowuje nacięcia, więc jeżeli się zrobi listek, a w nim natnie nożem żyłki, to zostaną po upieczeniu.

Piekłam w piekarniku elektrycznym, z nawiewem, ustawienie na 190 stopni. Nie wiem na ile jest to prawdziwa temperatura, bo kuchenka trochę już ma. Pierniczków trzeba pilnować, bo pieką się bardzo szybko – nie zdołałam zanotować czasu, ale pewnie około 10 min albo i mniej. YMMV, zwłaszcza że czas pieczenia wyraźnie zależy od liczby blach w piecu i rozmiaru pierników. Po upieczeniu prawie od razu można pierniczki zdjąć z patelni, nie są giętkie (za to parzą w palce). Są tak mało słodkie, że można polukrować i nie zginąć na zasłodzenie. Efekty działalności mangistek-animistek zaopatrzonych w dużo foremek, lukier oraz różnokolorowe pisaki do strojenia można obejrzeć na fotce z komórki. Efekty mojej zabawy plasteliną może jeszcze sfotografuję. Enjoy!

3 Responses to “Pierniczki strukturalne, małosłodkie”

  1. Spriggana says:

    Wpisanie w gugla hasła „goździki mielone” pokazuje że jak najbardzej sa do kupienia w Polsce, tylko trzeba z wyprzedzeniem kupić wysyłkowo albo poszukac np. w sklepach typu „Przyprawy Świata” czy innych ze zdrową żywnością.

  2. Srebrna says:

    Moja twórcza modyfikacja:
    Miód wielokwiatowy – 400g
    Masło – kostka
    Czekolada – 4 duże kostki (więc pewnie 5-6 zwykłych albo 2 Lindta)
    Mąka tortowa – 700g
    Mąka pełnoziarnista – 200g
    Soda – łyżeczka z wielką kopą
    Jajko – 2 sztuki, rozmiar L
    Przyprawa do piernika generyczna + mielony imbir – od serca.

    Całość procesu uproszczona do wersji dla leniwych (masło rozpuściłam w mikrofali w misce, dodałam czekoladę, skopałam jeszcze trochę, wymieszałam dokładnie, dolałam do tego miód i podgrzałam BARDZO nieznacznie, potem soda, jajka i mąka z przyprawą)

  3. Sirocco says:

    Urgh, login mi skisł. Link do pierniczków ustrojonych prowadzi w próżnię, ale http://blabler.pl/s/im-853946381 to dokładnie to.

Leave a Reply

Panorama Theme by Themocracy